Pierwsze spotkanie z żoną Franciszką Urszulą Wiśniowiecką

Mój ulubiony epizod z diariusza. Zawsze bardzo utożsamiam się z biedną, brzemienną panią Horaczewską, która z pewnością miała w życiu lepsze chwile, ale akurat trafiła na estetę, który wolał ładniejsze i z prostymi oczami.

1725-02-06

Z rana ruszyliśmy się, w pół drogi popasaliśmy. Przed samym wieczorem stanęliśmy w Czartorysku u jaśnie oświeconych książąt Janusza i Teofili z Leszczyńskich Wiśniowieckich, wojewodów krakowskich. Zastaliśmy tam z księstwem obojgiem marszałkowstwo nadworne WKL, księcia Michała Serwacego Wiśniowieckiego, kanclerza WKL, ichmości państwa Macieja i Weronikę z Konarzewskich, córkę primi voti, księżnę wojewodzinę krakowską z Micielskich, chorążych nadwornych koronnych, i kupę innych gości. Tym sposobem wyrażam moje przywitanie księcia, przywitał się wojewoda krakowski, który spotkał u schodów księżnę marszałkową. Książę poprowadził, ja sam wszedłem do pokoju. Zastałem księżnę wojewodzinę krakowską, którą lubom znał, ale będąc bardzo młody, nie pamiętałem.

A za nią wyszła imć pani z Miąstkowskich, Horaczewska – brzemienna i nie bardzo piękna. Jam ją wziął za księżniczkę wojewodziankę ku kominkowi. Księżna stanęła, zaczęła ze mną mówić – nie dała mi czasu rzucić oczyma po pokoju i widzieć przy oknie stojącą księżniczkę wojewodziankę. Ja tu z księżną mówię, a coraz spojrzę na imć panią Horaczewską, to poczynam myśleć: que la curiosité est bien se payer! (Ciekawość drogo kosztuje) – i zaczynam rozpamiętywać, że trzeba było rady matki słuchać, a teraz wdałem się w tę biedę niewinnie.

W tym przychodzi imć pan Józef Miąstkowski, cześnik poznański, i pyta się mnie, czy kłaniałem się księżniczce. Ja powiadam: „Proszę mnie prezentować.” Ale już to było z pół godziny po przybyciu moim. Przyprowadził mnie do księżniczki – uznałem, że młoda i piękna – jednakże dla ciemności w pokojach, źle illuminowanych, nie mogłem discernencyi uczynić. Niedługo potem poszliśmy na kolację. Stół extrêmet wielki, i lubo świec było siła, ja i tam przypatrzyć się nie mogłem, gdyż księżniczkę posadzili na jednym końcu stołu, a ja na drugim. Przez świece, com mógł widzieć, to mi się twarz piękną zdawała, ale oczy – krzywe. Po kolacji w pokoju księżnym zasiedliśmy za łóżkiem. Tam dosyć ciemno było. Księżniczka mało mówiła, tylko drugie damy. Tego wieczora ani sposobu nie miałem widzieć ni twarzy się, ni rozumu. Poszliśmy do stancji i całą noc nie spałem, żałując tu przybycia mego.


1725-02-05

Wstałem po niespokojnej nocy z rezolucyą powracać do Ołyki i zaniechać tę konkurencję. Z rana książę mój wuj, marszałek, do mnie przyszedł i pytał mnie, czy się tobie podobała dama. Jam nic nie przyznał, że godna, piękna i zacna – ale nie dla mnie. „Cóż robić?” – powiedziałem – „Nie wiem, ale proszę mnie stąd oswobodzić, żebym do Ołyki powrócił.” Książę: „To przynajmniej dziś tu zabawmy.” Na ten dzień pozwoliłem, ale upewniłem, że mam interessa moje i tu zapustować nie będę.

W tym ubrałem się, poszedłem do zamku. Tam do księżnej matki przyszedłszy, w discours. Znowu przychodzi do mnie cześnik poznański i pyta się: „Byłeś waść w pokoju księżniczki?” – „Nie byłem, nie wiem gdzie.” – „O, tu, w tym gabinecie księżniczka sypia.” Prosiłem, ażeby mnie wprowadził. Wchodzim – księżniczka w nogach łóżka swego klęczy i modli się. Porwała się – śliczna jak Diana.

Ja z nią konversując, wziąłem jej książkę francuską. Odtworzywszy, napadłem: „Finis ce que tu as commencé, je t’aiderai.” (Dokończ, co zacząłeś, a ja ci pomogę). Zaraz ten tekst pokazałem księżniczce i mówiłem: „Jeżeli waść dobrodziejka pozwolisz według tego tekstu postąpić…” – odpowiedziała: „Na woli WXMści.” Jam rękę pocałował – i od tego momentu kochać strasznie zacząłem i różne discours mieliśmy. Z sobą poszliśmy na obiad. Jam nie jadł, tylkom zasycał miłą osobą księżniczki.

Po obiedzie księstwo, książę marszałek nadworny, prosili, ażeby został na Zapusty. Książę mnie się pytał, jeżeli chcę tu zostać na Zapusty. Jam prosił, ażeby się determinował zostać, gdyż – już nie w tym humorze jak rano – wszystkie znajduję w księżniczce perfectiones.

Po obiedzie taniec się zaczął. My z księżniczką niewiele tańcowaliśmy – tylko siedząc z sobą gadali. Po kolacji znowu tańcowaliśmy. Coraz bardziej się we mnie szerzyła estymacja księżniczki. Dosyć – z zupełnym ukontentowaniem – spać do stancji poszedłem.

I dziś doznaję, że kiedy wola Boża coś dyryguje – to się od niej wykręcić nie można. Wczorajszą noc – z turbacyi – nie spałem. Dzisiejszą – z ukontentowania – nie wiem, czy spać będę.

Leave a comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *